Nie piszę, że afrykańskie, bo przecież innych, poza zambijskimi nie widziałem.
Jest takie powiedzenie, że w Polsce jeździ się prawą stroną jezdni, w Anglii jeździ się lewą stroną, a w Zambii stroną… lepszą. Oczywiście, jak w większości dawnych brytyjskich kolonii obowiązuje ruch lewostronny, ale… https://www.youtube.com/watch?v=lJeFRNUCz4Q&feature=youtu.be
Główne drogi są oczywiście utwardzone, w stolicy są nawet odcinki dwupasmowe. Jednak wystarczy skręcić trochę w lewo, lub w prawo i trafia się na drogi gruntowe. W porze suchej pełne wybojów i pokryte straszliwym kurzem. https://www.youtube.com/watch?v=7C-AqeVO7RY&feature=youtu.be W porze deszczowej, są to pasy błota i kałuż o nieznanej głębokości. Jadąc tymi traktami wybiera się zawsze dogodniejsze miejsca, czasem omijając poboczem co większe dziury. Ta procedura powoduje, że niektóre drogi osiągają miejscami szerokość 50 metrów, taką pamiętam, była droga do misji Mpunde w diecezji Kabwe.
Jednak nawet główne arterie potrafią mocno zaskoczyć. Szosy nie mają pobocza, a warstwa asfaltu wylana jest na ubitej glinie. Ciężkie trucki najeżdżając na krawędzie jezdni, coraz mocniej ją wykruszają. Ogromne dziury zdarzają się także na środku jezdni, zazwyczaj w obniżeniach terenu. Na szczęście pułapki takie są z daleka widoczne, bo ziemia pod asfaltem jest pomarańczowa, a nawet czerwona. Najgorzej, kiedy trzeba się wymijać z pędzącym z naprzeciwka trackiem, który z całą pewnością będzie chciał dziury ominąć.
Ciekawostką są policyjne tzw. checkpointy. W miastach i przy wylotach z miast policja ustawia na środku drogi wielkie beczki po paliwie, czasem pomalowane, czasem pooklejane odblaskową taśmą, a bez wyjątku pogięte i powgniatane przez zgapionych kierowców. W pewnej odległości za beczką stoi patrol policji, przy którym należy się zatrzymać, albo mocno zwolnić. Policjant wg uznania zatrzymuje, lub przepuszcza pojazdy. Bywa, że takie checkpoity ustawiają też inne służby, jak np. ZAWA – strażnicy Parków Narodowych. Niektóre miasta prowadzą łupieżczy proceder, zatrzymując zarobkowe pojazdy i pobierając od nich myto. Ponoć nie jest to do końca legalne.
W miastach, na drogach spotyka się poprzeczne garby, zwalniające ruch. Są ogromne. Przejeżdżając przez nie trzeba się prawie całkiem zatrzymać.
Nieraz na poboczach dróg można zobaczyć wraki ciężarowych samochodów, które są w większym lub mniejszym stopniu zdemontowane przez miejscowych. Ładunek znika zazwyczaj jako pierwszy.
Osobne zagadnienie stanowią drogi w buszu. Taką jest np. droga do Nabwalyi. Ponad 130 kilometrów czegoś, co określane jest jako afrykański masaż. Jadąc takim… ciągiem komunikacyjnym, doświadcza się czegoś podobnego, co mają kowboje na rodeo. Nie każdy samochód nadaje się do jazdy w buszu. Konieczne jest wysokie podwozie, specjalne ogumienie, wzmocnione resory i napęd na 4 koła. Każde auto w buszu niesie na sobie tzw. winch, czyli bębnową wyciągarkę elektryczną. Bez niej, można czasem utknąć na dobre. Na buszowej trasie do Nabwalyi najtrudniejszy jest zjazd z gór, a właściwie z Krawędzi Muchinga. Większość Zambii leży na płaskowyżu od 1200 do 1500 metrów nas poziomem morza, a Dolina Luangwy znajduje się o prawie 900 metrów niżej. Zjazd jest karkołomny, raczej nie do opowiedzenia. https://www.youtube.com/watch?v=rFuFxW08EUA&feature=youtu.be Na dolinie zaś problem stanowią przeprawy przez koryta sezonowych rzek, odcinki drogi przez tzw. Cotton Soil i… dzikie zwierzęta, zwłaszcza słonie.
Sezonowe rzeki nieprzejezdne są po ulewach w porze deszczowej, a poza tym wymagają specjalnych operacji, często, gdy woda płynie konieczny jest komin doprowadzający powietrze do silnika znad maski, albo znad dachu. https://www.youtube.com/watch?v=lfXPVHZbQMw&feature=youtu.be Cotton Soil to jakieś naniesione przez rzekę iły, które w porze suchej są twarde jak kamień, ale powstają w nich ogromne pęknięcia, nawet na metr głębokie, zaś w porze deszczowej zamieniają się w lepkie bagno. Co do słoni, to trzeba mieć oczy szeroko otwarte zwłaszcza rano i wieczorem, kiedy przemierzają busz w drodze do wodopojów. Spotkanie z takim żywym czołgiem bywa śmiertelne. Zwłaszcza, kiedy stado prowadzi młode. Samochód po ataku słonia stanowi kupę pogiętego żelastwa, a jego pasażerowie już tylko żel. Film https://www.youtube.com/watch?v=hkwqz1bH0L0 pokazuje sytuację z zeszłego roku, ale znamy to miejsce. Jest to droga prowadząca do Maranga River Lodge niedaleko Livingstone. Spotkaliśmy tam stado liczące kilkadziesiąt sztuk, na szczęście zajęte jedzeniem.
Ciekawym doświadczeniem jest przeprawa przez rzekę Luangwę, która w porze suchej płynie tylko częścią koryta, „zagęszczając” stada hipopotamów. Operacja dokonuje się promem zbudowanym z beczek. Serio. https://www.youtube.com/watch?v=kuw07Qbk2c0&feature=youtu.be
Dodatkową atrakcją w buszu są muchy TseTse, które w jadącym samochodzie upatrują cysternę z krwią. Wszędzie ich pełno, na oknach, na masce i gdzie tylko mogą się przyczepić. Najgorzej, kiedy trzeba wysiąść, żeby odsunąć zwalone przez słonie drzewo, albo z jakąś fizjologiczną potrzebą. Wtedy dochodzi do bezpośredniego kontaktu z tymi krwiożerczymi bestiami 🙂
Jednym słowem: fajnie!