Wielkanoc.
W kościele odprawiana jest uroczysta suma. W tym czasie w Parku Joanny czterech młodych ludzi, między nimi jedna dziewczyna. Palą papierosy, głośno rozmawiają, śmieją się. Zasób słów mają niewielki, prawie wszystkie wulgarne.
Po co przyszli?
Na dworze nie jest za ciepło, więc raczej nie spotykają się towarzysko, zresztą cały czas stoją, czasem się przepychają. Prawdopodobnie udają, że przyszli do kościoła. Zwyczajnie stchórzyli i nie mają odwagi przyznać się wprost do swojej postawy lekceważenia Mszy św. Boją się czegoś, kogoś, może rodziców? Żałosne, głupie. Czy także beznadziejne?
Zrobilibyśmy zdjęcia, ale właściwie po co? Komu je pokazać? Szkoda zachodu. Każdy ma prawo przyjść do parku. Wulgarne słowa w publicznym miejscu są co prawda karalne, ale na zdjęciu tego nie widać. Wkrótce będzie tam monitoring, ale to przecież nikogo nie nawróci, tylko inne miejsce upatrzą sobie. Może w lesie? Nie, nie, tam kurzą i piwo popijają starsi bohaterowie, mocni tylko w gębie, leśne dziadki. Pomodlić się za nich? Tak, koniecznie, choć bezsilna złość utrudnia taką modlitwę. Chyba jednak tylko Pan Bóg zna sposób. Św. Paweł napisał, że Bóg nie pozwoli z siebie szydzić.
Msza św. dobiega końca, więc młodzi czmychają, pewnie pod kościół, do końca grać swoje nędzne role. Poziom prowadzonej rozmowy nie wskazywał na aż tyle inteligencji. Nie doceniłem przebiegłości złego. Który to już raz?
Wielkanocna radość z odrobiną goryczy. Nie wszyscy spotkają dziś Zmartwychwstałego Pana. Niestety.